a Mokotowskiej 62 jest sympatyczny sklepik który zawiera różne przedziwne i magiczne przedmioty z Nepalu. W zasadzie nie będę się na ten temat rozpisywać, adres stronki: link a zdjecia mówią same za siebie że warto tam pójść :)
niedziela, 30 maja 2010
sobota, 29 maja 2010
Lomo holender
Jakiś czas temu miałam możliwość uczestniczenia w festynie "O holender" jako organizatorka. Okazja ta sprawiła mi wiele radości bo mogłam robić ludziom zdjęcia bez żadnych obaw. Napis "organizator" na koszulce brzmi poważnie hihi. Oto efekty z Diany:
piątek, 21 maja 2010
W poszukiwaniu miejskiej symetrii...
Przestrzeń miejska z pozoru taka różnorodna i chaotyczna, może zawierać w sobie porządek i symetrie.
Kiedy wzięłam aparat do ręki i zaczęłam jej wyszukiwać byłam zaskoczona w jakich miejscach udało mi się ją odnaleźć. Co prawda dwa ostatnie zdjęcia nie do końca reprezentują symetrię ale w moim odczuciu pasują tutaj.
Tsewang i trochę o tybetańskiej sztuce tkania dywanów.
Mój przyjaciel Tsewang który jest Tybetańczykiem urodzonym w Nepalu niedawno otworzył sklep z dywanami.
Dywany te są tkane ręcznie za pomocą wełny sprowadzanej z Himalai która jest przeplatana z jedwabiem. Z takiego interesu utrzymuje się mnóstwo ludzi w Nepalu. Zrobienie przeciętnej wielkości dywanu trwa 3 miesiące. Są bardzo wysokiej jakości. Wzór ze smokami jest narodowy i tego typu dzieła sztuki (bo myślę że można je tak nazwać) znajdowały się w każdym tybetańskim domu.
Dywany te są tkane ręcznie za pomocą wełny sprowadzanej z Himalai która jest przeplatana z jedwabiem. Z takiego interesu utrzymuje się mnóstwo ludzi w Nepalu. Zrobienie przeciętnej wielkości dywanu trwa 3 miesiące. Są bardzo wysokiej jakości. Wzór ze smokami jest narodowy i tego typu dzieła sztuki (bo myślę że można je tak nazwać) znajdowały się w każdym tybetańskim domu.
Historia psa z budowy
Obok mojego bloku trwa ocieplanie budynku. Od jakiegoś czasu intrygował mnie pies który znajdował się u na wejściu. Nie wiedziałam skąd tam się znalazł ani dlaczego tam jest. Grunt że był i co więcej miał koszyk.
Moja mama mi powiedziała że pies owy lądował w różnych miejscach. Raz był na dachu śmietnika, innym razem rzucony na trawnik... jednakże za każdym razem robotnicy brali psa z powrotem i sadzali go dokładnie nad wejściem. No i tak pies pozostał. Nie straszne mu burze ani deszcze. Wiernie akompaniuje swoim wybawcom.
Moja mama mi powiedziała że pies owy lądował w różnych miejscach. Raz był na dachu śmietnika, innym razem rzucony na trawnik... jednakże za każdym razem robotnicy brali psa z powrotem i sadzali go dokładnie nad wejściem. No i tak pies pozostał. Nie straszne mu burze ani deszcze. Wiernie akompaniuje swoim wybawcom.
piątek, 14 maja 2010
Uwiecznione chwile
Dzisiaj na mojej uczelni odbył się pokaz filmu pt: "Uwiecznione chwile". Film opowiadał o tym jak prosta kobieta przypadkiem wygrywa na loterii aparat i kiedy w krytycznym momencie postanawia go sprzedać, sprzedawca namawia ją na to by porobiła nim zdjęcia. I tak w niepozornej pani domu zajętej w dużej mierze wychowywaniem dzieci i użeraniem z pijącym mężem rodzi się artystka.
Reżyser Jan Troell sam zaczynał od fotografii a jego przyjaciel był wybitnym szwedzkim fotografikiem, uczniem Avedona. Film jest poniekąd hołdem dla fotografii tradycyjnej i związanej z nią magii aczkolwiek nie brak w nim także dużej porcji obyczajówki. Na szczęście jest happy end (chociaż jak dla mnie nieco zbyt cukierkowy)
Z seansu wyszłam w bardzo dobrym nastroju, ze sporą ochotą na robienie zdjęć :) pif paf puf!
Reżyser Jan Troell sam zaczynał od fotografii a jego przyjaciel był wybitnym szwedzkim fotografikiem, uczniem Avedona. Film jest poniekąd hołdem dla fotografii tradycyjnej i związanej z nią magii aczkolwiek nie brak w nim także dużej porcji obyczajówki. Na szczęście jest happy end (chociaż jak dla mnie nieco zbyt cukierkowy)
Z seansu wyszłam w bardzo dobrym nastroju, ze sporą ochotą na robienie zdjęć :) pif paf puf!
czwartek, 13 maja 2010
Lomo Multi Pak
Kiedy dostałam w prezencie aparat Dianę, odkryłam możliwość multi-ekspozycji i przeżyłam w związku z tym małą fascynację. Poniekąd dawało to możliwość "ulepienia" kadru po swojemu. Mogłam bawić się symetrią, kompozycją, generalnie eksperymentować. Na samym początku odbieranie takich zwariowanych negatywów z labu zawsze wiązało się z dużą dawką niepewności "co z tego wyjdzie". Efekty tych zabaw widać poniżej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)